10 września 2015

Rozdział 4

Martyna usilnie próbowała mnie przekonać żebym szła na tą imprezę ze Skrą. Ja jednak miałam opory. Nie bardzo ich znałam, a jak bywałam na hali, to zamieniłam tylko kilka słów z niektórymi. Głupio mi było iść na tą imprezę, mimo, że zostałam zaproszona. W sumie, to Wrona powiedział tylko, że mnie zapraszają, a skąd miałam mieć pewność czy to prawda, czy tylko on chciał mnie tam wyciągnąć? Zaprzątało mi to głowę kilka dni, ale w dniu imprezy wszystko samo się wyjaśniło. Rano byłam w redakcji żeby oddać tekst. Redaktor był ewidentnie nie w humorze. Rzucił przelotnie okiem na mój artykuł, nad którym pracowałam ostatnie kilka dni i skrytykował niemal cały. Zacisnęłam pięści ze złości. Byłam zadowolona z tego tekstu, a jemu nie wiadomo co nie pasowało. Przyczepiał się do takich pierdów, kończąc na tym, że tekst jest do dupy i mam go poprawić. Odliczyłam od 3 do jednego i spokojnie spytałam, w jaki niby sposób.
 - Ty jesteś dziennikarką. Domyśl się – prychnął. – I chcę to mieć na jutro rano.
 - Mam w jeden dzień napisać cały tekst od nowa?! – zdenerwowałam się.
 - Nie jesteś tu żeby zbijać laury za jeden wybitny artykuł na rok – mruknął. – Jutro chcę mieć nowy na swoim biurku.
 - Dobrze – warknęłam i biorąc kartki wyszłam z gabinetu, trzaskając drzwiami. Wymamrotałam kilka przekleństw pod nosem i poszłam do naszego kantorka, w którym jedliśmy i piliśmy. Od razu podeszłam do ekspresu i zaczęłam robić sobie mocną kawę.
 - Co ty taka wkurzona? – zagadała moja koleżanka z pracy, Karina.
 - Bo ten gbur nie ma humoru i na mnie się wyżywa – syknęłam, opierając się o blat szafki. Westchnęłam głęboko, chcąc się jakoś uspokoić.
 - Zauważyłam, że dziś coś nie w sosie – skrzywiła się. – Ale chyba wiem co jest tego przyczyną..
 - Co takiego? – zaciekawiłam się.
 - Zwolnił znów swoją sekretarkę.
 - Znowu? Przecież ona tu dopiero 2 miesiące pracowała – zdziwiłam się.
 - Pewnie zaczęła mu się stawiać, albo mu się znudziła jak zwykle – wzruszyła ramionami. Wzięłam gotowy już kubek z kawą do ręki i upiłam łyk, kręcąc głową.
 - Ciekawe, która biedaczka będzie następną ofiarą – skrzywiłam się.
 - Pewnie już szuka jej następczyni – stwierdziła, upijając łyk swojego napoju.
 - Niech szybko znajdzie, bo jak ma się zamiar za to na mnie wyżywać, to tu zwariuję – mruknęłam niezadowolona.
 - Co ci w ogóle zrobił? – zainteresowała się.
 - Zjechał od początku do końca mój artykuł i kazał napisać nowy na jutro rano. Kurwa – syknęłam wkurzona.
 - Długi był? – skrzywiła się.
 - 3 kartki. Cała noc zarwana pewnie, bo jeszcze w południe mam być w Energii – pokręciłam głową.
 - Właśnie, nie pogratulowałam ci jeszcze posady w Skrze – uśmiechnęła się.
 - Dzięki – odwzajemniłam gest. – Ale akurat dziś mnie to nie zadowala, bo tam też muszę ogarnąć parę spraw organizacyjnych, a do tego ten artykuł.
Westchnęłam zrezygnowana. Zajebisty dzień się szykuje, nie ma co.

Punktualnie o 12 wchodziłam do hali na ulicy Dąbrowskiego. Przy wejściu przywitałam się z lekkim uśmiechem ze starszym ochroniarzem. Pan Adam był bardzo miły i od razu go tu polubiłam. Zawsze życzył mi miłego dnia i raz pomógł mi trafić do wyjścia, gdy zgubiłam się w nieznanych mi dotąd korytarzach. Od razu skierowałam swoje kroki do mojego gabinetu. Zaczęłam grzebać w swojej torebce w poszukiwaniu kluczy. Jak zwykle było tam wszystko co możliwe, czyli jeden wielki chaos. Podobno tylko geniusze panują nad chaosem, więc muszę nim być, skoro zwykle znajduję w nim to czego szukam. Tym razem jednak te klucze sprytnie się schowały, bo stałam wkurzona, nie mogąc ich zlokalizować. Jak na złość akurat w tym momencie siatkarze skończyli trening.
 - Oo nasza pani manager – wyszczerzył się Włodarczyk.
 - Jak mija dzionek? – zagadał Kłos.
 - Cześć – mruknęłam, nie odrywając wzroku od zawartości torebki.
 - Ktoś tu chyba nie w humorze – zaśmiał się Wrona. Od razu posłałam mu nienawistne spojrzenie. Cofnął się o krok, wciąż mając łobuzerski uśmieszek na twarzy.
 - Kluczy znaleźć nie mogę – odparłam, wyjaśniając przyczynę mojego zdenerwowania.
 - Bo damskie torebki to jakaś studnia bez dna! – zaczął burzyć się Karol. – Ja i tak się dziwię, jak wy tam coś znajdujecie. Jak mi Ola każe coś znaleźć, to się zastanawiam, czy GPS nie brać żeby się nie zgubić!
 - Z cyklu żale Karollo, część pierwsza – skomentował Andrzej, naśladując jakiegoś lektora z telewizji.
 - Ja się nie żalę, tylko dzielę moimi spostrzeżeniami – oburzył się środkowy. Mimowolnie uśmiechnęłam się, słysząc wymianę zdań dwóch siatkarzy.
 - Andrzejku, chyba nam się udało rozweselić nową koleżankę – szturchnął kolegę, szczerząc się. – Ale teraz radź sobie sam, bo ja się zmywam do szatni. Pa, Melania!
 - Cześć, Karol – pożegnałam się z nim. Westchnęłam zrezygnowana i oparłam czoło o zamknięte drzwi. Jak widać zapomniałam wziąć kluczy, bo przeszukałam całą torebkę i ich nie było.
 - Może skoczę do sprzątaczek? One mają klucze do wszystkich pomieszczeń – zaproponował siatkarz, który ze mną został.
 - Dzięki, ale pójdę sama. Ty pewnie chciałbyś już wrócić do domu – odparłam z lekkim uśmiechem. Chyba pierwszy raz byłam dla niego taka miła.
 - To żaden problem. Do domu mi się nie śpieszy – puścił mi oczko. – Zaraz wracam.
Zanim zdążyłam zareagować, to zniknął za zakrętem. Znowu się uśmiechnęłam. Chyba zaczynałam się do niego przekonywać. Andrzej był dla mnie naprawdę miły, więc uznałam, że nie będę wiecznie chamska, bo mnie tu wszyscy znienawidzą i praca marzenie zamieni się w koszmar.
Środkowy wrócił po krótkim czasie z odpowiednim kluczem w ręce. Wyciągnęłam dłoń, aby go odebrać i podziękować, ale  wyciągnął rękę do góry i się wyszczerzył. Oho, coś chciał. Zmrużyłam oczy.
 - Nie ma nic za darmo – powiedział.
 - Co chcesz, Wrona? – skrzyżowałam ręce na piersi.
 - Odpowiedź na pytanie. Twierdzącą – wyjaśnił.
 - Muszę wiedzieć na co mam się zgodzić. Nie biorę nic w ciemno.
 - W takim razie zapytam, ale klucze ci oddam dopiero jak się zgodzisz.
 - Zamieniam się w słuch – spojrzałam na niego z wyczekiwaniem.
 - A więc moje pytanie brzmi –zaczął powoli. – Czy pójdziesz dziś na tą imprezę integracyjną? Ze mną?
Spojrzał niepewnie, czekając na odpowiedź. Trochę się zmieszałam. Znów mnie zaprosił, tylko tym razem z deka inaczej. Wprost poprosił żebym poszła z nim. I miał zupełnie inny ton, niż dotychczas.
 - Andrzej, wiem, że mówiłam, że postaram się wpaść – zaczęłam zmieszana. – Ale dziś trochę plany mi się zmieniły.
 - Już jesteś z kimś umówiona? – spytał z takim jakby, rozczarowaniem?
 - Muszę napisać od nowa artykuł i jutro rano redaktor chce go na biurku – westchnęłam.
 - Nie wyrwiesz się na kilka godzin? – spojrzał prosząco.
 - Nie bardzo. Jeszcze mnie dziś tak wkur…zył – syknęłam. Usiadłam zrezygnowana na ławce, która była pod ścianą. Wrona zajął miejsce obok.
 - Nie możesz mu tego oddać po weekendzie?
 - Numer jutro zamykamy. Dziś mu przyniosłam 3 kartki, to zjechał, że jest beznadziejne – pokręciłam głową.
 - Na pewno nie jest beznadziejne – obruszył się. – Z jakimś palantem pracujesz.
 - Niestety – westchnęłam. – Dlatego sam rozumiesz… Nie dam rady.
Popatrzyłam na niego przepraszająco. Wow, nowość. Nie dość, że jestem dla niego miła, uśmiecham się, to jeszcze mam wyrzuty sumienia, że odmawiam mu spotkania. Chyba jestem chora, bo normalnie się tak nie zachowuję.
 - Rozumiem – uśmiechnął się lekko. Widziałam  jednak, że jest trochę rozczarowany. Kurde, czemu zrobiło mi się smutno z tego powodu? Nie ogarniam.
 - Proszę – podał mi klucze. – A teraz lecę pod prysznic, bo pewnie śmierdzę jak skunks.
Zaśmiał się lekko, co i ja zrobiłam.
 - Da się znieść – puściłam mu oczko i podeszłam do drzwi żeby je otworzyć.
 - To do poniedziałku – pożegnał się uśmiechem i ruszył w kierunku szatni.
 - Cześć – rzuciłam za nim i weszłam do swojego gabinetu. Czekała mnie masa papierkowej roboty związana z najbliższym wyjazdowym meczem Skry. Musiałam dogadać się z managerem gospodarzy odnośnie zakwaterowania i godzinach udostępnienia hali do treningów. Dopiero wchodziłam w to wszystko, ale miałam nadzieję, że nie nawalę.

Do mieszkania wróciłam po godzinie 17. Byłam zmęczona i marzyłam żeby ściągnąć te głupie szpilki, niewygodne ubranie i założyć dresy, wcześniej biorąc relaksujący prysznic. Od razu po przestąpieniu progu ściągnęłam buty, od których nogi mi już wysiadały.
 - No nareszcie jesteś! – od razu w korytarzu pojawiła się zniecierpliwiona Martyna. Spojrzałam na nią zdezorientowana.
 - Yyy spóźniłam się na coś? – spytałam zaskoczona.
 - Jeszcze nie, ale się spóźnisz, jak się nie zaczniesz szykować. Marsz pod prysznic!
Zaczęła ciągnąć mnie za rękę w kierunku łazienki.
 - Zaraz, zaraz – wyrwałam się i przystanęłam w miejscu. – O co chodzi w ogóle? Że tak powiem nie ogarniam. Nerwowy dzień miałam.
 - Heloł, piątek – pomachała mi ręką przed twarzą. – Impreza ze Skrą matołku!
 - Aaa – kiwnęłam głową. – Nie idę.
 - Że co proszę? – otworzyła szeroko oczy.
 - No nie idę – wzruszyłam ramionami. – Przeliterować?
 - Nie denerwuj mnie – syknęła. – Jak to nie idziesz?! Co ty znowu wymyślasz?! Myślałam, że cię przekonałam.
 - Sorry, ale pół nocy spędzę nad artykułem, bo mnie tak naczelny urządził – ukazałam kciuk w górę, co miało w ironiczny sposób ukazać, jak bardzo się z tego cieszę.
 - Żartujesz sobie ze mnie? Przecież ostatni tydzień cały nad jakimś siedziałaś!
 - I dzisiaj go skrytykował, powiedział, że jest do dupy i na jutro rano chce mieć nowy i go nie interesuje, że to mało czasu – mruknęłam niezadowolona. – Uwierz, że wolałabym iść na tą imprezę, niż zarwać pół nocy na pisanie jeszcze raz tego samego.
 - No chyba tego faceta pojebało – oburzyła się. – Na pewno musi to być na jutro?
 - Zamykamy numer, musi być – westchnęłam.
 - A gdybyś tylko pozmieniała trochę? Nie wierzę, że ten artykuł jest do dupy – pokręciła głową.
 - Mi też się tak wydaje, ale wolę z nim teraz nie zadzierać – westchnęłam. – Znowu zwolnił swoją sekretarkę, więc jest w takim nastroju, że wolę nie ryzykować.
 - Gdyby nie to, że lubisz tą pracę i podpisałaś nową umowę, to powinnaś stamtąd odejść – stwierdziła.
 - Ale sama widzisz, że nie ma jak. Poza tym lubię to co robię. Tylko naczelny mnie wkurwia – wzruszyłam ramionami.
 - Czyli z imprezy nici? – posmutniała.
 - No nici – westchnęłam. – Masz minę jak Wrona, gdy mu to powiedziałam.
 - Wronie zawsze pierwszemu odmawiasz – wywróciła oczami. – Biedny w sumie.
 - Ej, też mi było smutno odmówić. Nie rób ze mnie potwora – mruknęłam.
 - Serio było ci smutno mu odmówić? Myślałam, że ci to radość sprawa – uśmiechnęła się cwanie.
 - Wiem co kombinujesz – zmierzyłam ją wzrokiem. – Nie podpuszczaj mnie.
 - Ależ ja nic nie robię – uniosła ręce w geście obronnym. – Ja tylko myślę, że ktoś tu chyba Wronkę polubił.
 - Nie wiem o kim mówisz – prychnęłam, unikając jej wzroku.
 - Dobrze wiesz – poruszyła zabawnie brwiami.

 - Jak ja cię nie znoszę, Tyśka – warknęłam i poszłam do swojego pokoju. Usłyszałam jeszcze za plecami jej śmiech. Zawsze wyciągnie ze mnie co chce.


____________________

Przepraszam, że tak długo nic nie było, ale pojawiła sie propozycja spontanicznego wyjazdu i musiałam skorzystać. Zdecydowanie to były najlepsze dni w ciągu tych moich długich wakacji :D Współczuję tym, którzy wrócili do szkoły, łączę się z wami w bólu, bo pewnie nie wszyscy macie możliwość oglądania naszych orzełków przez to :/
Pozdrawiam ;*

7 komentarzy:

  1. Pierwsza!
    Nie ładnie mnie tak nie informować

    OdpowiedzUsuń
  2. Miała być impreza, a nie było imprezy :(
    A Andrzej tak ładnie prosił Melanie, choć może jeszcze coś się wydarzy..
    Czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  3. http://slowa-czasem-rania-bardziej-niz-czyny.blogspot.com
    Zapraszam na nowy rozdział :)

    PS. Bardzo ale to bardzo przepraszam, że tak dawno do ciebie nie zaglądałam. Odłączyłam się od świata blogowego a teraz wracam :p Postaram się jak najszybciej wszystko nadrobić :*

    OdpowiedzUsuń
  4. I lipa ! Nie ma imprezy :(
    A tak fajnie się zapowiadało. Szef jest skończonym kretynem !
    Biedna Mela :/ Współczuje kobicie.

    No niestety nie mam możliwości oglądania w telewizji, ale za to dostaje info od siostry co tam się dzieje :).

    Zapraszam na rozdział 57 :*

    Pozdrawiam Dooma :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serdecznie zapraszam na kolejną odsłonę bloga o Dominice i Zbyszku :D. Mam nadzieję, że w wolnej chwili wpadniesz :)
      http://ty-i-ja-i-siatkowka-do-konca-zycia.blogspot.com/
      Pozdrawiam Dooma :)

      Usuń
  5. Nie przypuszczałam, że Mela i Andrzej tak szybko dojdą do porozumienia, ale znając wybuchowy charakter Wilczyckiej, to może być jedynie cisza przed burzą :P Przełamanie nastąpiło, ale to chyba jeszcze nie koniec ich wojenek ;)
    Szef jest wyjątkowo chamskim stworzeniem. Nie dość, że erotoman, to jeszcze wredota. Najgorsze jest to, że nie można temu nijak zaradzić. Trzeba po prostu zacisnąć zęby i przeczekać.
    Ja na szczęście mam jeszcze wakacje, więc śledzenie poczynań biało-czerwonych to nie problem :)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń