Z kawiarni wyszliśmy po 23 i zaczęliśmy z powrotem
kierować się do hotelu. Miałam wrażenie, że ta ulica jest jeszcze dłuższa, niż
jak szliśmy tu wcześniej. Bałam się tylko żebyśmy się nie zgubili!
- Noogi mnie bolą
– jęczałam.
- Mówisz to 5 raz
– mruknął znudzony Włodi.
- No bo bolą mnie
no – poskarżyłam się. – Ciągniecie mnie po obcym mieście przez jakieś
kilometrowe ulice, a teraz mam nawet wrażenie, że się zgubiliśmy!
- Ale ty
narzekasz, dziewczyno – skrzywił się Maciek.
- Bo lubię –
skrzyżowałam ręce na piersi obrażona. Kiedy zaczynam marudzić, to staję się
strasznie nieznośna. Taki test dla siatkarzy na cierpliwość. Nagle wpadłam na
któregoś, bo stanął idiota na środku. Już miałam coś powiedzieć, ale mnie
uprzedził.
- Wskakuj – rzucił
Wrona, nachylając się i wskazując na swoje plecy. Spojrzałam na niego jak na
kosmitę. – Pisemne zaproszenie chcesz? No wskakuj, zaniosę cię żebyś tak nie
jęczała tutaj.
- Pff, bez łaski –
oburzyłam się.
- Weź skorzystaj,
bo Andrzej rzadko jest dla kogoś tak miły – powiedział Karol. No w sumie czemu
nie? Skoro sam proponuje, to co się takie dobre, umięśnione plecy będą
marnować! Delikatnie wskoczyłam na siatkarza, obejmując go za szyję żeby się
nie ześlizgnąć. Przytrzymał mnie za uda i wyprostował się. Sprawiał wrażenie
jakbym mu w ogóle nie ciążyła, a jednak ważyłam te 56 kg.
- Lekka jesteś –
stwierdził po chwili.
- Ty się słyszysz?
Straciłeś nagle czucie w ciele, czy jak? – uniosłam pytająco jedną brew.
- No serio mówię –
wzruszył ramionami. – Na siłowni sztangę cięższą podnoszę.
- Strong Endrju –
nabijał się Kłos.
- Wygodnie tu –
wyszczerzyłam się, wygodniej wtulając w jego plecy. Kątem oka zauważyłam, że
się uśmiecha. Robiły mu się wtedy takie delikatne dołeczki w policzkach.
- Bo Wrona to
taksówka pierwsza klasa – dołączył Włodi. Sam zainteresowany nie odpowiadał
jednak na zaczepki kolegów. Od kiedy on taki spokojny?
Zostałam odtransportowana do samego hotelu. Gdy weszliśmy
do windy to chciałam nawet zejść, ale nie pozwolił mi na to. Po drodze
Włodarczyk poszedł z Muzajem do swojego tymczasowego lokum, a my we trójkę
ruszyliśmy do drugiej części korytarza.
- O fuck,
zapomniałem czegoś – wyrwało się nagle Kłosowi i ruszył do pokoju przyjaciół.
Wzruszyliśmy tylko z Andrzejem ramionami i szliśmy dalej. Właściwie to siatkarz
szedł, bo ja dalej byłam na jego plecach. Dopiero po moim pokojem zostałam
odstawiona na ziemię.
- No to jesteśmy u
celu – uśmiechnął się.
- Dzięki za
podwózkę – odwzajemniłam gest.
- Całus w policzek
i jesteśmy kwita – puścił mi oczko. O dziwo nie zbyłam go tylko stanęłam na
palcach i musnęłam lekko jego szorstki policzek. Poczułam jak się uśmiecha
szerzej.
- Proszę bardzo –
powiedziałam, wracając do swojego poziomu.
- Może jeszcze
napiwek? – poruszył zabawnie brwiami, a ja pokręciłam głową z politowaniem.
- Nie daję
napiwków, Wrona – rzuciłam i wyjęłam kartę z torebki. – Dobranoc.
- Słodkich snów,
Melka – puścił mi oczko i wyciągając swoją kartę z tylnej kieszeni spodni
skierował się do drzwi obok. Weszłam do swojego pokoju i mimowolnie się
uśmiechnęłam. Bardzo miły wieczór. Zamknęłam drzwi za sobą, gdyby któryś z nich
chciał rano urządzić mi pobudkę zamiast budzika. W tym momencie zauważyłam
leżącą na stoliku komórkę. Jak widać zapomniałam jej wziąć i nawet tego nie
zauważyłam. Wow, nowość w moim przypadku. Wzięłam ją do ręki i zobaczyłam
nieodebranego smsa. Nadawcą był Rafał. Uśmiechnęłam się, czytając w myślach
treść: Nie wiem, czy już śpisz, czy
jesteś zajęta, ale ja lecę spać, bo rano mam sesję. Kolorowych snów Meluś :*
. Sprawdziłam, kiedy ją wysłał. Było to o 22:43, czyli ponad godzinę temu. Nie
było sensu odpisywać mu od razu, bo jeszcze bym go obudziła. Postanowiłam więc
napisać rano. Z uśmiechem na twarzy poszłam, do łazienki żeby się przebrać w
piżamę (link). Jak położyłam się na łóżku, to niemal od razu zasnęłam.
Rano budzik obudził mnie o 7. Przeciągnęłam się leniwie i
powoli zaczęłam otwierać powieki. Do śniadania miałam godzinę. Wstałam więc z
łóżka i poszłam do łazienki żeby wziąć prysznic. Umyłam się z użyciem mojego
ulubionego żelu pod prysznic o zapachu truskawkowym. Dokładnie otuliłam ciało
ręcznikiem i założyłam czystą bieliznę. Wróciłam do pokoju i wyciągnęłam z
walizki ubrania (link), które następnie na siebie założyłam. Włosy związałam w
luźnego koka, bo nie dało się ich tego dnia ujarzmić. Miałam jeszcze czas, więc
napisałam do Rafała, życząc mu miłego dnia. Lubiłam takie małe gesty. Gdy
dochodziła 8, to usłyszałam pukanie, czy wręcz walenie w moje drzwi.
- Dzień doberek!
Cóż za piękny dzień dziś mamy! – wydarł się Kłos. Chyba cały hotel go słyszał…
Pokręciłam głową i chowając telefon do kieszeni,
podeszłam do drzwi. Otworzyłam je i wyszłam na korytarz.
- Też cię miło
widzieć, Karol – uśmiechnęłam się lekko. – I ciebie, Wronka.
Andrzej wyszczerzył się, ciesząc się, że go też zauważyłam.
Razem z tą dwójką ruszyłam na śniadanie. Po drodze Kłos żalił mi się, jak to
Andrzej chrapał w nocy, zakłócając jego spokojny sen. Natomiast Wrona
wszystkiemu przeczył i żalił się, że Karol jest do niego uprzedzony, bo raz gdy
byli jeszcze nastolatkami, to siatkarz miał katar i w nocy zdarzyło mu się
chrapać. Do tej pory każdy szelest w pokoju sprawia, że Kłos jęczy wszystkim, że
jego współlokator chrapie. No jak dzieci, naprawdę.
Usiedliśmy przy stoliku, gdzie był już Włodarczyk i
Muzaj. No to ekipa w komplecie! Śniadanie minęło w spokojnej atmosferze.
Siatkarze zjedli tyle, że moje wszystkie śniadania razem z tygodnia są
mniejsze… ale ja nie przepadam za jedzeniem rano. Dla mnie kawa najczęściej
wystarcza.
- Trening jest o
9, tak? – zapytał dla pewności Maciek. Przytaknęłam mu.
- Nie chce mi się
iść – jęknął. – Wolałbym iść na ten sernik co wczoraj.
- Ty w każdej
sytuacji wybierasz żarcie – pokręcił głową Włodi.
- Znowu zaczynasz?
– mruknął atakujący. – Sam też go w końcu wziąłeś!
- Żebyś jak jakaś totalna sierota sam nie jadł. Podziękować mi powinieneś, a nie narzekać jeszcze.
- Żebyś jak jakaś totalna sierota sam nie jadł. Podziękować mi powinieneś, a nie narzekać jeszcze.
- Oni tak zawsze?
– zapytałam środkowych.
- Niestety tak –
westchnął Karol.
- Przyzwyczaisz
się – puścił mi oczko Andrzej.
- Mam nadzieję –
rzuciłam cicho i dopiłam kawę do końca.
Trening w kieleckiej hali trwał 3 godziny. Po południu
siatkarze mieli przewidzianą siłownię, a wieczorem wreszcie ja miałam wystąpić
pierwszy raz w nowej roli. W Sali konferencyjnej miała odbyć się konferencja
prasowa, a ja jako rzeczniczka Skry miałam się na nią udać. Trochę się
denerwowałam. Ubrałam klubową koszulę z logiem Skry . Pasowała idealnie. Do tego czarne rurki i byłam gotowa do wyjścia. Miło zaskoczyła mnie czwórka nowych
kolegów, bo przyszli przed moim wyjściem.
- Chcemy ci dać
kopa na szczęście – wyszczerzył się Wrona.
- Oczywiście każdy
oddzielnie, bo taki jeden zbiorowy mógłby cię za bardzo poturbować – wyjaśnił
Kłos. Zaśmiałam się.
- No to cytując
klasyka: Dawaj dupę – wyszczerzył się Andrzej, za co zgromiłam go spojrzeniem.
Każdy lekko kopnął moje zacne cztery litery. Nawet tego
nie poczułam, ale tym lepiej, bo mogłam usiąść bez bólu pośladków. Chłopcy
odprowadzili mnie również do wyjścia z hotelu i życzyli jeszcze raz powodzenia.
Przytuliłam każdego w podziękowaniu. Naprawdę cieszyłam się, że mnie tak
polubili.
Stres w sumie nie był potrzebny. Pomyślałam sobie po
prostu, że jestem jak zwykle w redakcji i muszę zrobić to, co do mnie należy. I
jakoś poszło. Powiedziałam kilka zdań do zebranych mediów na temat zbliżającego
się meczu. Ameryki nie odkryłam, bo powiedziałam to, co następnie powtórzył
trener i kapitan, czyli Mariusz Wlazły. Powiedziałam, że zawodnicy będą
walczyć, choć przeciwnik nie należy do elity, to nikt nie zamierza się poddawać
i od razu nie zakładamy zwycięstwa. Ale nie ukrywamy, że przyjechaliśmy po 3
punkty. Takie pierdoły, ale trzeba było to odbębnić. Przynajmniej ten pierwszy
raz w nowej roli miałam za sobą.
- Był stres? –
zagadał z uśmiechem Wlazły, gdy wracaliśmy do hotelu.
- Trochę – przyznałam.
– Ale teraz będzie już z górki.
- Przyzwyczaisz
się – uśmiechnął się. – A tak w ogóle to podoba ci się w naszym ulu?
- Bardzo –
wyszczerzyłam się. – I chyba nawet mnie trochę polubiliście, więc czuję się
lepiej, niż w redakcji.
- Wiesz, rzadko
kobiety tutaj pracowały. Wiem, co mówię, 10 lat stażu mam – zaśmiał się. – Ale
często były to jakieś lalunie, które myślały, że są królowymi świata. A ty
okazałaś się naprawdę spoko dziewczyną i liczę, że będziesz tu pracować jak
najdłużej.
- Ooo, cieszę się,
że mnie za taką rozkapryszoną księżniczkę nie macie – zaśmiałam się. – Miło mi,
że lubicie ze mną pracować.
- Gdybyś miała z
którymś problem to wal do kapitana – puścił mi oczko, a ja się zaśmiałam.
- Będę pamiętać –
odparłam. Spędziliśmy podróż na miłej rozmowie. Mariusz gadał ze mną na luzie,
jakbyśmy znali się dłużej, niż te 2 tygodnie. Pochlebiało mi, że tak szybko
zyskałam sympatię Skrzatów. Wreszcie czułam się taka… ważna? Tak to chyba mogę
nazwać, skoro nawet najlepszy atakujący na świecie mówi mi, że gdybym miała
jakieś problemy, to mam się do niego zgłosić. Kolejna mała rzecz, która tak
cieszy.
Gdy weszłam do swojego hotelowego pokoju, to przebrałam
od razu klubową koszulę, na zwykły T-shirt. Wzięłam też komórkę do ręki. Przez
to, że miałam ją wyciszoną w torebce nie poczułam, że dzwoni. Miałam
nieodebrane połączenie od Rafała, więc od razu oddzwoniłam, usadawiając się
wygodnie na łóżku. Fotograf odebrał po 2 sygnałach. Mimowolnie uśmiech pojawił
się na mojej twarzy, słysząc jego głos.
- Taka zapracowana jesteś? – zaśmiał się,
gdy przeprosiłam za nieodebrane połączenie.
- No właśnie teraz
dopiero wróciłam do hotelu – przyznałam.
- Stresowałaś się?
- Początkowo tak,
ale potem poszło z górki.
- Wiedziałem, że tak będzie – zaśmiał się.
– Kiedy wracacie?
- Jutro po meczu
pakujemy się w autobus i jedziemy do Bełka.
- Czyli godzina przyjazdu stoi pod znakiem
zapytania? – dopytywał.
- No tak, a co? –
zainteresowałam się jego pytaniami.
- Chciałem po ciebie przyjechać i zabrać na
jakąś kawę, ale zapewne wrócicie jakoś w nocy, więc kawa odpada –
odpowiedział smutno.
- Zawsze na kawę
możemy wybrać się w poniedziałek – uśmiechnęłam się. – Nie muszę stawić się na
hali, więc się do ciebie dostosuję z godziną – uśmiechnęłam się.
- Południe? – zaproponował.
- Okej. Ta
kawiarnia co ostatnio?
- W końcu najlepsza – zaśmiał się.
Usłyszałam w tle jakieś szmery. – Przepraszam
cię, ale muszę kończyć. Odezwę się jutro. Miłej nocy!
- Dzięki. Tobie
również – uśmiechnęłam się i rozłączyłam. Niby kilka minut rozmowy, a już
miałam lepszy nastrój. Trochę bałam się, że trochę za szybko to idzie, a raczej
za szybko ja się do niego przekonuję i potem może mi to nie wyjść na dobre, ale
Majewski był naprawdę wyjątkowym facetem. Mogłam to stwierdzić mimo tego, że
znamy się niezbyt długo. Wyczuwałam w nim bratnią duszę. Mogliśmy porozmawiać o
wszystkim i wiele nas łączyło. Aż dziwne, że ktoś taki nie miał dziewczyny.
Widocznie miał pecha do kobiet, jak ja do mężczyzn do tej pory.
W pewnym momencie usłyszałam pukanie do drzwi. Rzuciłam
głośne: ‘’otwarte’’ i czekałam na ujrzenie osobnika, który zaszczyca mnie swoją
obecnością.
- Mogę tu
przesiedzieć godzinkę? – zapytał Wrona, robiąc oczy kota ze Shreka.
- No jasne –
zaśmiałam się. Odetchnął z ulgą i walnął się na wolne łóżko w moim tymczasowym
lokum. – A tak w ogóle to czemu akurat godzinę chcesz tu przesiedzieć?
- Karol rozmawia z
Olką, a to na bank potrwa z godzinę, więc nie mam co robić – jęknął.
- Ojoj, biedny
Andrzejek został olany przez kolegę – zaśmiałam się.
- Nie pierwszy
raz, ale luz, Ola jest fajna, więc jest okej. Fajnie się z nią Kłosa obgaduje –
wyszczerzył się.
- To muszą ją
poznać i będziemy obgadywać was wszystkich razem – zrobiłam to co Wronka.
- Nie możemy
dopuścić do waszego spotkania – jęknął przestraszony, na co się zaśmiałam.
___________________
Wena była u mnie na chwilę, zaprosiłam ją na kawę, ale szybko się zmyła. Mam nadzieję, że znów mnie odwiedzi :O
Pozdrawiam ;*
Pozdrawiam ;*
Strong Endrju - nie to co Chuderlaczek Kłos :D
OdpowiedzUsuńMela coraz bardziej przekonuje się do Andrzeja i coraz swobodniej czuje się w jego towarzystwie. Żarciki, ukradkowe uśmiechy... Najwidoczniej Ptaszysko nie jest takim kretynem, za jakiego początkowo go uważała ;)
Cieszy mnie natomiast rozwój relacji z Panem Fotografem, którego z miejsca polubiłam. Mam nadzieję, że tych wypadów na kawę będzie coraz więcej ;)
Pozdrawiam ;*
Mam nadzieję że odwiedzi cię wena ;) a tak wgl to zajebisty rozdział, czekam na więcej. Pozdrawiam. Paula :D
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział jak wszystkie :-) Mam nadzieje, że wena znów się pojawi,pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuńWidzę, że zabawy z paczką ciąg dalszy, ale to dobrze mieć oparcie w przyjaciołach. Choć nie wiem, czy ich relacja to już przyjaźń, bo dla mnie to słowo znaczy więcej niż koleżeństwo, ale dobra. Pewnie to nic nie znaczy, ale te szmery w rozmowie z Majewskim mnie niepokoją. W takich opowiadaniach jestem wyczulona na najmniejszy zgrzyt, bo on zapowiada kłopoty, ale miejmy nadzieję, że moja intuicja tym razem mnie okłamała :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na rozdział piąty - http://wbrew-rozsadkowi.blogspot.com/ :)
Usuń:D
OdpowiedzUsuńWybacz za moją nieobecność :/. Wyjaśnienie tego jest u mnie na blogu.
OdpowiedzUsuńCzy by było źle czy dobrze to i jak będę uwielbiać Twoją twórczość :).
ANDRJU ! Rozkręcasz się nam facet ! hahhaha :D. Czekam na następne rozdziały :*
Jeżeli masz ochotę to serdecznie zapraszam do mnie :). Rozdział 59 napisany i cichutko liczę na kilka słów od Ciebie ;). Pozdrawiam Dooma :)
http://ty-i-ja-i-siatkowka-do-konca-zycia.blogspot.com/