24 października 2015

Rozdział 10

Z kawiarni wyszliśmy po 23 i zaczęliśmy z powrotem kierować się do hotelu. Miałam wrażenie, że ta ulica jest jeszcze dłuższa, niż jak szliśmy tu wcześniej. Bałam się tylko żebyśmy się nie zgubili!
 - Noogi mnie bolą – jęczałam.
 - Mówisz to 5 raz – mruknął znudzony Włodi.
 - No bo bolą mnie no – poskarżyłam się. – Ciągniecie mnie po obcym mieście przez jakieś kilometrowe ulice, a teraz mam nawet wrażenie, że się zgubiliśmy!
 - Ale ty narzekasz, dziewczyno – skrzywił się Maciek.
 - Bo lubię – skrzyżowałam ręce na piersi obrażona. Kiedy zaczynam marudzić, to staję się strasznie nieznośna. Taki test dla siatkarzy na cierpliwość. Nagle wpadłam na któregoś, bo stanął idiota na środku. Już miałam coś powiedzieć, ale mnie uprzedził.
 - Wskakuj – rzucił Wrona, nachylając się i wskazując na swoje plecy. Spojrzałam na niego jak na kosmitę. – Pisemne zaproszenie chcesz? No wskakuj, zaniosę cię żebyś tak nie jęczała tutaj.
 - Pff, bez łaski – oburzyłam się.
 - Weź skorzystaj, bo Andrzej rzadko jest dla kogoś tak miły – powiedział Karol. No w sumie czemu nie? Skoro sam proponuje, to co się takie dobre, umięśnione plecy będą marnować! Delikatnie wskoczyłam na siatkarza, obejmując go za szyję żeby się nie ześlizgnąć. Przytrzymał mnie za uda i wyprostował się. Sprawiał wrażenie jakbym mu w ogóle nie ciążyła, a jednak ważyłam te 56 kg.
 - Lekka jesteś – stwierdził po chwili.
 - Ty się słyszysz? Straciłeś nagle czucie w ciele, czy jak? – uniosłam pytająco jedną brew.
 - No serio mówię – wzruszył ramionami. – Na siłowni sztangę cięższą podnoszę.
 - Strong Endrju – nabijał się Kłos.
 - Wygodnie tu – wyszczerzyłam się, wygodniej wtulając w jego plecy. Kątem oka zauważyłam, że się uśmiecha. Robiły mu się wtedy takie delikatne dołeczki w policzkach.
 - Bo Wrona to taksówka pierwsza klasa – dołączył Włodi. Sam zainteresowany nie odpowiadał jednak na zaczepki kolegów. Od kiedy on taki spokojny?
Zostałam odtransportowana do samego hotelu. Gdy weszliśmy do windy to chciałam nawet zejść, ale nie pozwolił mi na to. Po drodze Włodarczyk poszedł z Muzajem do swojego tymczasowego lokum, a my we trójkę ruszyliśmy do drugiej części korytarza.
 - O fuck, zapomniałem czegoś – wyrwało się nagle Kłosowi i ruszył do pokoju przyjaciół. Wzruszyliśmy tylko z Andrzejem ramionami i szliśmy dalej. Właściwie to siatkarz szedł, bo ja dalej byłam na jego plecach. Dopiero po moim pokojem zostałam odstawiona na ziemię.
 - No to jesteśmy u celu – uśmiechnął się.
 - Dzięki za podwózkę – odwzajemniłam gest.
 - Całus w policzek i jesteśmy kwita – puścił mi oczko. O dziwo nie zbyłam go tylko stanęłam na palcach i musnęłam lekko jego szorstki policzek. Poczułam jak się uśmiecha szerzej.
 - Proszę bardzo – powiedziałam, wracając do swojego poziomu.
 - Może jeszcze napiwek? – poruszył zabawnie brwiami, a ja pokręciłam głową z politowaniem.
 - Nie daję napiwków, Wrona – rzuciłam i wyjęłam kartę z torebki. – Dobranoc.
 - Słodkich snów, Melka – puścił mi oczko i wyciągając swoją kartę z tylnej kieszeni spodni skierował się do drzwi obok. Weszłam do swojego pokoju i mimowolnie się uśmiechnęłam. Bardzo miły wieczór. Zamknęłam drzwi za sobą, gdyby któryś z nich chciał rano urządzić mi pobudkę zamiast budzika. W tym momencie zauważyłam leżącą na stoliku komórkę. Jak widać zapomniałam jej wziąć i nawet tego nie zauważyłam. Wow, nowość w moim przypadku. Wzięłam ją do ręki i zobaczyłam nieodebranego smsa. Nadawcą był Rafał. Uśmiechnęłam się, czytając w myślach treść: Nie wiem, czy już śpisz, czy jesteś zajęta, ale ja lecę spać, bo rano mam sesję. Kolorowych snów Meluś :* . Sprawdziłam, kiedy ją wysłał. Było to o 22:43, czyli ponad godzinę temu. Nie było sensu odpisywać mu od razu, bo jeszcze bym go obudziła. Postanowiłam więc napisać rano. Z uśmiechem na twarzy poszłam, do łazienki żeby się przebrać w piżamę (link). Jak położyłam się na łóżku, to niemal od razu zasnęłam.

Rano budzik obudził mnie o 7. Przeciągnęłam się leniwie i powoli zaczęłam otwierać powieki. Do śniadania miałam godzinę. Wstałam więc z łóżka i poszłam do łazienki żeby wziąć prysznic. Umyłam się z użyciem mojego ulubionego żelu pod prysznic o zapachu truskawkowym. Dokładnie otuliłam ciało ręcznikiem i założyłam czystą bieliznę. Wróciłam do pokoju i wyciągnęłam z walizki ubrania (link), które następnie na siebie założyłam. Włosy związałam w luźnego koka, bo nie dało się ich tego dnia ujarzmić. Miałam jeszcze czas, więc napisałam do Rafała, życząc mu miłego dnia. Lubiłam takie małe gesty. Gdy dochodziła 8, to usłyszałam pukanie, czy wręcz walenie w moje drzwi.
 - Dzień doberek! Cóż za piękny dzień dziś mamy! – wydarł się Kłos. Chyba cały hotel go słyszał…
Pokręciłam głową i chowając telefon do kieszeni, podeszłam do drzwi. Otworzyłam je i wyszłam na korytarz.
 - Też cię miło widzieć, Karol – uśmiechnęłam się lekko. – I ciebie, Wronka.
Andrzej wyszczerzył się, ciesząc się, że go też zauważyłam. Razem z tą dwójką ruszyłam na śniadanie. Po drodze Kłos żalił mi się, jak to Andrzej chrapał w nocy, zakłócając jego spokojny sen. Natomiast Wrona wszystkiemu przeczył i żalił się, że Karol jest do niego uprzedzony, bo raz gdy byli jeszcze nastolatkami, to siatkarz miał katar i w nocy zdarzyło mu się chrapać. Do tej pory każdy szelest w pokoju sprawia, że Kłos jęczy wszystkim, że jego współlokator chrapie. No jak dzieci, naprawdę.
Usiedliśmy przy stoliku, gdzie był już Włodarczyk i Muzaj. No to ekipa w komplecie! Śniadanie minęło w spokojnej atmosferze. Siatkarze zjedli tyle, że moje wszystkie śniadania razem z tygodnia są mniejsze… ale ja nie przepadam za jedzeniem rano. Dla mnie kawa najczęściej wystarcza.
 - Trening jest o 9, tak? – zapytał dla pewności Maciek. Przytaknęłam mu.
 - Nie chce mi się iść – jęknął. – Wolałbym iść na ten sernik co wczoraj.
 - Ty w każdej sytuacji wybierasz żarcie – pokręcił głową Włodi.
 - Znowu zaczynasz? – mruknął atakujący. – Sam też go w końcu wziąłeś!
 - Żebyś jak jakaś totalna sierota sam nie jadł. Podziękować mi powinieneś, a nie narzekać jeszcze.
 - Oni tak zawsze? – zapytałam środkowych.
 - Niestety tak – westchnął Karol.
 - Przyzwyczaisz się – puścił mi oczko Andrzej.
 - Mam nadzieję – rzuciłam cicho i dopiłam kawę do końca.

Trening w kieleckiej hali trwał 3 godziny. Po południu siatkarze mieli przewidzianą siłownię, a wieczorem wreszcie ja miałam wystąpić pierwszy raz w nowej roli. W Sali konferencyjnej miała odbyć się konferencja prasowa, a ja jako rzeczniczka Skry miałam się na nią udać. Trochę się denerwowałam. Ubrałam klubową koszulę z logiem Skry . Pasowała idealnie. Do tego czarne rurki i byłam gotowa do wyjścia. Miło zaskoczyła mnie czwórka nowych kolegów, bo przyszli przed moim wyjściem.
 - Chcemy ci dać kopa na szczęście – wyszczerzył się Wrona.
 - Oczywiście każdy oddzielnie, bo taki jeden zbiorowy mógłby cię za bardzo poturbować – wyjaśnił Kłos. Zaśmiałam się.
 - No to cytując klasyka: Dawaj dupę – wyszczerzył się Andrzej, za co zgromiłam go spojrzeniem.
Każdy lekko kopnął moje zacne cztery litery. Nawet tego nie poczułam, ale tym lepiej, bo mogłam usiąść bez bólu pośladków. Chłopcy odprowadzili mnie również do wyjścia z hotelu i życzyli jeszcze raz powodzenia. Przytuliłam każdego w podziękowaniu. Naprawdę cieszyłam się, że mnie tak polubili.

Stres w sumie nie był potrzebny. Pomyślałam sobie po prostu, że jestem jak zwykle w redakcji i muszę zrobić to, co do mnie należy. I jakoś poszło. Powiedziałam kilka zdań do zebranych mediów na temat zbliżającego się meczu. Ameryki nie odkryłam, bo powiedziałam to, co następnie powtórzył trener i kapitan, czyli Mariusz Wlazły. Powiedziałam, że zawodnicy będą walczyć, choć przeciwnik nie należy do elity, to nikt nie zamierza się poddawać i od razu nie zakładamy zwycięstwa. Ale nie ukrywamy, że przyjechaliśmy po 3 punkty. Takie pierdoły, ale trzeba było to odbębnić. Przynajmniej ten pierwszy raz w nowej roli miałam za sobą.
 - Był stres? – zagadał z uśmiechem Wlazły, gdy wracaliśmy do hotelu.
 - Trochę – przyznałam. – Ale teraz będzie już z górki.
 - Przyzwyczaisz się – uśmiechnął się. – A tak w ogóle to podoba ci się w naszym ulu?
 - Bardzo – wyszczerzyłam się. – I chyba nawet mnie trochę polubiliście, więc czuję się lepiej, niż w redakcji.
 - Wiesz, rzadko kobiety tutaj pracowały. Wiem, co mówię, 10 lat stażu mam – zaśmiał się. – Ale często były to jakieś lalunie, które myślały, że są królowymi świata. A ty okazałaś się naprawdę spoko dziewczyną i liczę, że będziesz tu pracować jak najdłużej.
 - Ooo, cieszę się, że mnie za taką rozkapryszoną księżniczkę nie macie – zaśmiałam się. – Miło mi, że lubicie ze mną pracować.
 - Gdybyś miała z którymś problem to wal do kapitana – puścił mi oczko, a ja się zaśmiałam.
 - Będę pamiętać – odparłam. Spędziliśmy podróż na miłej rozmowie. Mariusz gadał ze mną na luzie, jakbyśmy znali się dłużej, niż te 2 tygodnie. Pochlebiało mi, że tak szybko zyskałam sympatię Skrzatów. Wreszcie czułam się taka… ważna? Tak to chyba mogę nazwać, skoro nawet najlepszy atakujący na świecie mówi mi, że gdybym miała jakieś problemy, to mam się do niego zgłosić. Kolejna mała rzecz, która tak cieszy.
Gdy weszłam do swojego hotelowego pokoju, to przebrałam od razu klubową koszulę, na zwykły T-shirt. Wzięłam też komórkę do ręki. Przez to, że miałam ją wyciszoną w torebce nie poczułam, że dzwoni. Miałam nieodebrane połączenie od Rafała, więc od razu oddzwoniłam, usadawiając się wygodnie na łóżku. Fotograf odebrał po 2 sygnałach. Mimowolnie uśmiech pojawił się na mojej twarzy, słysząc jego głos.
 - Taka zapracowana jesteś? – zaśmiał się, gdy przeprosiłam za nieodebrane połączenie.
 - No właśnie teraz dopiero wróciłam do hotelu – przyznałam.
 - Stresowałaś się?
 - Początkowo tak, ale potem poszło z górki.
 - Wiedziałem, że tak będzie – zaśmiał się. – Kiedy wracacie?
 - Jutro po meczu pakujemy się w autobus i jedziemy do Bełka.
 - Czyli godzina przyjazdu stoi pod znakiem zapytania? – dopytywał.
 - No tak, a co? – zainteresowałam się jego pytaniami.
 - Chciałem po ciebie przyjechać i zabrać na jakąś kawę, ale zapewne wrócicie jakoś w nocy, więc kawa odpada – odpowiedział smutno.
 - Zawsze na kawę możemy wybrać się w poniedziałek – uśmiechnęłam się. – Nie muszę stawić się na hali, więc się do ciebie dostosuję z godziną – uśmiechnęłam się.
 - Południe? – zaproponował.
 - Okej. Ta kawiarnia co ostatnio?
 - W końcu najlepsza – zaśmiał się. Usłyszałam w tle jakieś szmery. – Przepraszam cię, ale muszę kończyć. Odezwę się jutro. Miłej nocy!
 - Dzięki. Tobie również – uśmiechnęłam się i rozłączyłam. Niby kilka minut rozmowy, a już miałam lepszy nastrój. Trochę bałam się, że trochę za szybko to idzie, a raczej za szybko ja się do niego przekonuję i potem może mi to nie wyjść na dobre, ale Majewski był naprawdę wyjątkowym facetem. Mogłam to stwierdzić mimo tego, że znamy się niezbyt długo. Wyczuwałam w nim bratnią duszę. Mogliśmy porozmawiać o wszystkim i wiele nas łączyło. Aż dziwne, że ktoś taki nie miał dziewczyny. Widocznie miał pecha do kobiet, jak ja do mężczyzn do tej pory.

W pewnym momencie usłyszałam pukanie do drzwi. Rzuciłam głośne: ‘’otwarte’’ i czekałam na ujrzenie osobnika, który zaszczyca mnie swoją obecnością.
 - Mogę tu przesiedzieć godzinkę? – zapytał Wrona, robiąc oczy kota ze Shreka.
 - No jasne – zaśmiałam się. Odetchnął z ulgą i walnął się na wolne łóżko w moim tymczasowym lokum. – A tak w ogóle to czemu akurat godzinę chcesz tu przesiedzieć?
 - Karol rozmawia z Olką, a to na bank potrwa z godzinę, więc nie mam co robić – jęknął.
 - Ojoj, biedny Andrzejek został olany przez kolegę – zaśmiałam się.
 - Nie pierwszy raz, ale luz, Ola jest fajna, więc jest okej. Fajnie się z nią Kłosa obgaduje – wyszczerzył się.
 - To muszą ją poznać i będziemy obgadywać was wszystkich razem – zrobiłam to co Wronka.

 - Nie możemy dopuścić do waszego spotkania – jęknął przestraszony, na co się zaśmiałam. 

___________________

Wena była u mnie na chwilę, zaprosiłam ją na kawę, ale szybko się zmyła. Mam nadzieję, że znów mnie odwiedzi :O
Pozdrawiam ;*

7 komentarzy:

  1. Strong Endrju - nie to co Chuderlaczek Kłos :D
    Mela coraz bardziej przekonuje się do Andrzeja i coraz swobodniej czuje się w jego towarzystwie. Żarciki, ukradkowe uśmiechy... Najwidoczniej Ptaszysko nie jest takim kretynem, za jakiego początkowo go uważała ;)
    Cieszy mnie natomiast rozwój relacji z Panem Fotografem, którego z miejsca polubiłam. Mam nadzieję, że tych wypadów na kawę będzie coraz więcej ;)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam nadzieję że odwiedzi cię wena ;) a tak wgl to zajebisty rozdział, czekam na więcej. Pozdrawiam. Paula :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział jak wszystkie :-) Mam nadzieje, że wena znów się pojawi,pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Widzę, że zabawy z paczką ciąg dalszy, ale to dobrze mieć oparcie w przyjaciołach. Choć nie wiem, czy ich relacja to już przyjaźń, bo dla mnie to słowo znaczy więcej niż koleżeństwo, ale dobra. Pewnie to nic nie znaczy, ale te szmery w rozmowie z Majewskim mnie niepokoją. W takich opowiadaniach jestem wyczulona na najmniejszy zgrzyt, bo on zapowiada kłopoty, ale miejmy nadzieję, że moja intuicja tym razem mnie okłamała :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam na rozdział piąty - http://wbrew-rozsadkowi.blogspot.com/ :)

      Usuń
  5. Wybacz za moją nieobecność :/. Wyjaśnienie tego jest u mnie na blogu.
    Czy by było źle czy dobrze to i jak będę uwielbiać Twoją twórczość :).
    ANDRJU ! Rozkręcasz się nam facet ! hahhaha :D. Czekam na następne rozdziały :*

    Jeżeli masz ochotę to serdecznie zapraszam do mnie :). Rozdział 59 napisany i cichutko liczę na kilka słów od Ciebie ;). Pozdrawiam Dooma :)
    http://ty-i-ja-i-siatkowka-do-konca-zycia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń