- Świetny pomysł z
tymi dzieciakami – przyznał Wrona, podchodząc do mnie kiedy zeszłam z krzesła.
Chłopaki powoli wracali do treningu, ale oczywiście środkowy się do tego nie
dostosował.
- Dzięki.
Spontanicznie wpadł mi wczoraj do głowy – przyznałam z uśmiechem.
- Tak nagle? –
zdziwił się. – Mecz piłki nożnej oglądałaś, czy co?
- Odwiedzałam
ciocię, która pracuje w Domu Dziecka – wzruszyłam ramionami. – Jak tak patrzę
na te dzieciaki, to mi ich strasznie szkoda. Od małego mają pod górkę.
- Pewnie się
ucieszą z tego. Może jakby zarząd sypnął kasą, to można by było coś dla nich
więcej zorganizować?
- Co masz na
myśli? – zainteresowałam się.
- Np. wyjazd na
mecz wyjazdowy, albo jakiś konkurs, a zwycięzca mógłby spędzić dzień z
ulubionym siatkarzem – zaproponował.
- Wronka, genialny
jesteś! – wyszczerzyłam się.
- Staram się –
zaśmiał się.
- Lecę do prezesa
od razu – pisnęłam ucieszona i w przypływie emocji cmoknęłam siatkarza w
policzek.
- Chyba muszę mieć
częściej takie genialne pomysły – puścił mi oczko. Nie odpowiedziałam już,
tylko wyszłam szybko z sali, wracając z powrotem do gabinetu prezesa. Też
uznał, że Andrzej ma świetny pomysł, więc obiecał jak najszybciej porozmawiać z
radą nadzorczą na ten temat. Nie powinno być to jakieś mega kosztowne, więc
zajęłam się od razu sporządzeniem wstępnego kosztorysu. Po godzinie był gotowy
i klub było na to stać bez problemu. W końcu Skra do biednych nie należała, a
główny sponsor dawał sporo pieniędzy na bełchatowską siatkówkę. Byłam
zadowolona z tego przedsięwzięcia. Jak wyjdzie, to jako pierwsza opiszę to w
gazecie! Bycie dziennikarką dawało mi ten komfort. Liczyłam, że dzięki temu może
i Dom Dziecka dostanie jakieś dofinansowanie. A nawet jeśli nie, to i tak
dzieciaki będą szczęśliwe.
W pewnym momencie usłyszałam pukanie do swojego gabinetu.
Nie podnosząc głowy z moich papierów, powiedziałam głośne ‘’proszę’’, więc gość
wszedł do środka.
- A ty dalej
pracujesz? – usłyszałam Andrzeja.
- A ty nie
skończyłeś treningu dawno temu? – zdziwiłam się.
- Właśnie
zaczynamy popołudniowy – odparł zdziwiony. – Ty wiesz która jest w ogóle
godzina?
- Nie bardzo –
skrzywiłam się.
- Dochodzi 16 –
odpowiedział, a ja otworzyłam szeroko usta.
- Cholera –
mruknęłam. – Za długo siedziałam nad kosztorysem dla zarządu, a muszę jeszcze
wszystko na przyjazd Olsztyna załatwić. To sobie tu dziś posiedzę.
- Ale jak skończę
trening, to ma cię tu już nie być – pogroził mi palcem.
- A co, wynająłeś
sobie mój gabinet na wieczór? – zaśmiałam się.
- Nie, po prostu
się przepracowujesz – wzruszył ramionami.
- Da się znieść –
zrobiłam to, co on. – Idź lepiej, bo ci Falasca karne kółka dołoży.
- Od kiedy ty się
martwisz moimi karnymi kółkami?
- A od kiedy ty
się martwisz, że się przepracowuję?
- Zostawmy te
pytania bez odpowiedzi – puścił mi oczko. – Miłej pracy, Melka.
- A tobie miłego treningu, Wrona –
uśmiechnęłam się i wróciłam do organizacji niedzielnego meczu. W międzyczasie
okazało się, że zapomniałam wziąć ładowarki, a moja komórka się rozładowała.
Miło. Nie miałam nawet pojęcia, o której wychodzę. Ale musiałam mieć pewność, że wszystko jest załatwione, bo następnego dnia spodziewałam się telefonu z
klubu z Olsztyna i musiałam przedstawić szczegóły i zapewnić, że wszystko jest
załatwione. Ta robota nie była łatwa, co poradzić.
Wyszłam z gabinetu i zamknęłam go na klucz. Dla pewności nacisnęłam klamkę, a drzwi nie ustąpiły. W tym momencie również Skrzaty skończyły trening. Słychać ich było na całym piętrze.
Wyszłam z gabinetu i zamknęłam go na klucz. Dla pewności nacisnęłam klamkę, a drzwi nie ustąpiły. W tym momencie również Skrzaty skończyły trening. Słychać ich było na całym piętrze.
- A ty nadal tutaj! – usłyszałam pretensje
środkowego.
- Widzę, że na tych wysokich stanowiskach, to
się długo w pracy siedzi – Karol pokręcił ze śmiechem głową.
- W sumie sama tego chciałam, bo dużo czasu
zajął mi kosztorys tego projektu z dzieciakami – odparłam, idąc z siatkarzami
kawałek.
- Ale pomysł jest świetny, trzeba ci to
przyznać – wyszczerzył się Muzaj.
- Bo ja zawsze mam świetne pomysły – zaśmiałam
się.
- Podwieźć cię? – zaproponował Andrzej.
- Jestem samochodem – uśmiechnęłam się. – To
do jutra chłopaki!
- Cześć – rzucili chórem i zniknęli w szatni,
a ja ruszyłam w kierunku wyjścia z budynku.
Do mieszkania wchodziłam
już po kilku minutach. To był ogromny plus tej nowej lokalizacji! Nie musiałam
się tłuc przez pół miasta. 2 minuty i jest się na miejscu. Raj!
- No nareszcie – usłyszałam swoją
przyjaciółkę. Podeszła do mnie, gdy ściągałam kurtkę. Nie miała zbyt radosnej
miny.
- Stało się coś? – spytałam.
- Coś ty z telefonem zrobiła? Ciągle tylko
słychać, że abonent ma wyłączony telefon lub jest poza zasięgiem.
- Telefon mi się rozładował jakiś czas temu, a
ładowarki nie wzięłam – wyjaśniłam. – A coś się stało?
- Twój Rafał to był – rzuciła, ale takim
strasznie niemiłym tonem. Nie spodobało mi się to.
- I czemu mówisz to w taki sposób? – zmrużyłam
oczy.
- Bo był strasznie niemiły i wręcz mi awanturę
zrobił, że nie wiem gdzie jesteś, a ty telefonów nie odbierasz – mruknęła.
- Rafał? – zdziwiłam się. – Przecież on jest
miłym i spokojnym facetem.
- Jak widać nie dla wszystkich – mruknęła. –
Naładuj telefon i mu powiedz, że żyjesz, bo jeszcze pomyśli, że cię ukrywam
przed nim.
- Pokłóciliście się przez to?
- Ja byłam spokojna – odparła. – To on nagle
wybuchnął!
- Na pewno? Znam go i..
- Ale znasz też mnie i wiesz, że bym tego nie
zmyśliła – rzuciła z pretensją.
- Wiem, przepraszam – skrzywiłam się. – Nie
wiem, co w niego wstąpiło. Może zmartwił się, że telefonu nie odbieram.
- To mu przekaż, że to nie powód na
wyładowywaniu się na innych – powiedziała i poszła do swojego lokum. Oho, chyba
Krok nie będzie przepadać za moim lubym… Będzie trzeba tą dwójkę jakoś
pogodzić. Na razie jednak musiała oddzwonić do fotografa żeby go uspokoić, że
żyję, jestem cała i zdrowa.
Weszłam do siebie i od
razu wyciągnęłam ładowarkę z szuflady. Podłączyłam telefon i dałam mu chwilę
żeby się włączył, a sama w tym czasie ubrałam luźniejsze ubrania. Potem
usiadłam na swoim łóżku po turecku i sięgnęłam po komórkę. Wybrałam odpowiedni
numer i nacisnęłam zieloną słuchawkę. Majewski szybko odebrał.
- Cześć. Przepraszam cię, ale telefon mi się
rozładował – wyjaśniłam na wstępie.
- Jasne, rozumiem – rzucił wesoło. – Jak w
pracy?
- Dobrze. Podobno byłeś u mnie.
- Byłem, ale twoja przyjaciółka mówiła, że też
nie odbierasz od niej telefonów i teraz wiem dlaczego. Pewnie zapomniałaś
ładowarki? – zaśmiał się. Jego reakcja nie pasowała mi do tego, co opowiadała
mi Martyna, dlatego wolałam go bardziej podpytać.
- No niestety. Właśnie, Martyna mi powiedziała
od razu, że byłeś i że taki jakiś niezadowolony.
- Trochę się zmartwiłem, że nie odbierasz, a
chciałem cię na kolacje zabrać, ale pomyślałem potem, że pewnie musiałaś dłużej
w pracy zostać.
- Tak, masakra jaki męczący dzień miałam –
jęknęłam.
- Moja biedna – przyznał czule, a ja od razu
się uśmiechnęłam, gdy tak słodko się do mnie zwracał. Resztę późnego popołudnia
spędziłam rozmawiając z Rafałem. Martwiło mnie tylko, że moja przyjaciółka go
chyba nie polubiła, a jeśli zamierzałam z nim zbudować stały związek, to
musiała go zaakceptować. Nie wyobrażam sobie żeby Tyśka, która była dla mnie
niczym siostra żarła się z moim chłopakiem. Nie, nie, nie! Musiałam ten obraz
wyrzucić z głowy. To był jednorazowy incydent i na pewno przy bliższym poznaniu
się polubią. W końcu oboje byli fantastycznymi ludźmi. Obym tylko nie musiała
kiedyś wybierać między nimi…
Następnego dnia nie miałam
już takiego kotła w pracy, bo cały mecz miałam zapięty na ostatni guzik. Wystarczyło
czekać na przyjazd drużyny gości. Przybyli oni w piątek po południu. Dla
pewności przyjechałam wcześniej do hotelu, w którym mieli się zameldować i
upewniłam się, że wszystko jest załatwione. Przekazałam od razu managerowi
AZS-u Olsztyn rozpiskę z godzinami, w których mogą trenować na hali. Szybko to
załatwiłam i miałam wolne.
Niedzielny mecz zakończył
się tak samo jak ten z Effectorem. Goście ugrali tylko jednego seta i wracali z
zerowym dorobkiem punktowym. W sumie było to do przewidzenia, bo nie należeli
do elity, a w ulu ciężko wygrać. Kibice dali z siebie 100% jak zawsze i byli 7
zawodnikiem na boisku. Uwielbiałam tą atmosferę. Od małego interesowałam się
siatkówką i byłam za tą lokalną drużyną, jaką był Bełchatów. Mistrz w każdym
calu. Może ostatnie 2 sezony nie należały do nich, ale wiedziałam, że po
zmianach jakie zaszły w klubie chłopcy są w stanie zdobyć złoto.
- Dzięki za wywiad i jeszcze raz gratuluję MVP
– uśmiechnęłam się w kierunku Wlazłego, chowając dyktafon do kieszeni.
- Drobiazg – odwzajemnił gest. – I dziękuję.
Ale sam bym meczu nie wygrał i to zasługa wszystkich.
- Wiem, wiem. Ale nie zmienia to faktu, że
jesteś najlepszym atakującym w Polsce, jak i nie na świecie! – wyszczerzyłam
się.
- Ale z ciebie lizus – parsknął śmiechem.
- Tato, no pograj ze mną – młody Wlazły
pociągnął ojca za nogawkę. Siatkarz wziął go na ręce.
- Już. Przywitaj się ładnie z panią Melanią –
powiedział do chłopca.
- Część. Jestem Arek – wyciągnął rączkę i
posłał w moim kierunku uśmiech numer 5. Uścisnęłam ją, również się uśmiechając.
- A ja jestem Melania, ale możesz mówić Mela –
odparłam.
- Mariusz, chodź na chwilę – fizjoterapeuta
podszedł do nas.
- Arek, zaczekaj tu chwilę. Zaraz wracam –
odłożył syna na podłogę. – Zerkniesz na niego przez moment?
Pytanie skierował już do
mnie. Kiwnęłam głową.
- Żaden problem – przyznałam, a następnie
przykucnęłam przy czterolatku. – A może nauczysz mnie grać w siatkę?
- To nie umiesz?! – zdziwił się.
- No niestety kiepsko mi idzie – skrzywiłam
się.
- To chodź! – chwycił mnie za rękę i pociągnął
w kierunku kosza z piłkami. Pomogłam mu ze środka wyciągnąć jedną
niebiesko-żółtą Mikasę.
- Musisz ręce tak ułożyć – pokazał mi
wyprostowane ręce do odbicia sposobem dołem. Wykonałam posłusznie jego
polecenie. O mamuniu, co to się dzieje, słucham się małego dziecka! – To rzucę
ci piłkę i odbijesz. Okej?
- Okej. Rzucaj, jestem gotowa – zaśmiałam się.
Chłopiec oddalił się, zamachnął i rzucił piłkę w moją stronę. Chyba nie
doceniłam jego możliwości, bo gdy odbiłam to piłka poleciała gdzieś w bok. Arek
zaczął się strasznie ze mnie śmiać.
- No ej, mówiłam, że nie umiem! – oburzyłam
się.
- Ale z ciebie łamaga! – nabijał się ze mnie.
Zmrużyłam oczy. Nie fajnie, dziecko się ze mnie śmieje.
- Nie zgubiliście przypadkiem piłki? – obok
nas pojawił się Wrona, trzymając Mikasę, którą wcześniej posłałam w bliżej
nieokreślonym kierunku.
- Nie my, tylko ona – Wlazły pokazał na mnie
palcem. – Mela nie umie grać!
- Serio? – zaśmiał się Andrzej. – W sumie nic
dziwnego z takim wzrostem…
- Coś ci się nie podoba? – mruknęłam. – Może i
nie umiem grać, ale w moim zawodzie nie jest to wymagane.
- To my cię z Arkiem nauczymy grać. Prawda,
młody? – Wrona poczochrał blondynka.
- Jasna sprawa, wujek! – ucieszył się.
I takim sposobem przez
najbliższe 10 minut zmieniłam się w uczennicę na WF, a moimi nauczycielami był
Andrzej Wrona i czteroletni Arek Wlazły. Uczyła mnie siatkarska śmietanka, ale
i tak czułam się jak idiotka. Serio, moja koordynacja ruchowa w jakiejkolwiek
dyscyplinie sportu była kiepska. Dlatego częściej się ze mnie oboje śmiali, niż
gratulowali dobrego odbicia. Dobrze, że hala trochę opustoszała, bo bym się ze
wstydu spaliła, jakby to jacyś obcy ludzie oglądali.
- Już jestem. Widzę, że dobrze się bawicie –
sierdził Mariusz, wracając do nas.
- Kto się bawi, ten się bawi – mruknęłam.
- Tato, a wiesz, że Mela nie umie grać w
siatkówkę? – zapytał blondynek swojego ojca.
- Teraz już wiem – zaśmiał się.
- Chcieliśmy ją nauczyć, ale opornie idzie –
stwierdził Andrzej ze śmiechem.
- Bo ja mam dwie lewe ręce do gry, noo –
rzuciłam, spuszczając smutno głowę.
- Udzielam korków, jak chcesz – zaśmiał się
Wrona, obejmując mnie ramieniem po przyjacielsku.
- Korki od ciebie? Nie, dzięki – prychnęłam.
- Jeszcze będziesz chciała – mruknął urażony.
________________________
Taki luźniejszy rozdział. W sumie jak każdy... spokojnie, akcja się rozkręci, cierpliwości!
A dzisiaj wszyscy trzymamy kciuki za naszych! Trzeba rozwalić tych żabojadów! <3
Pozdrawiam ;*
Coś czuję, że to zachowanie Rafała nie było jednorazową sprawą i jeszcze się powtórzy. Na Melce zrobił dobre wrażenie, ale myślę, że okaże się całkiem innym człowiekiem i Melka się z nim rozstanie. No i wydaje mi się, że prędzej czy później zwiąże się z Andrzejem. No cóż to jest opowiadanie o siatkarzach, więc jeden z nich raczej przestanje być tylko sąsiadem i kolegą, a zostanie chłopakiem Melki :D
OdpowiedzUsuńA co do dzisiejszego meczu trzymam mocno kciuki za chłopaków! Bo jak nie my to kto? :D
:D
OdpowiedzUsuńA i nie lubię Rafała-możesz zanotować.
Pozdrawiam ;**
uuuuuuuuuuuuuu wiedziałam, że z fotografem coś jest nie tak...
OdpowiedzUsuńczekam na następny i Aga! nie widziałam Cię jeszcze u mnie ;p
napraw to ^^
http://tamed-devil.blogspot.com/
http://bulgarska-przygoda.blogspot.com/2016/01/przygoda-0_10.html
UsuńOjoj, czyżby pan fotograf miał dwie twarze? Trochę dziwne, że najpierw urządził scenę Martynie, a potem zachowywał się tak, jakby nic się nie stało... Sama nie wiem, co o tym myśleć. A może po prostu nie ufa Melce i myślał, że specjalnie wyłączyła telefon, bo coś przed nim ukrywa? Obawiam się, że w przyszłości może chcieć za bardzo "uzależnić" od siebie Melę i na każdym kroku ją kontrolować, ale obym się myliła.
OdpowiedzUsuńMój poziom tolerancji dla Ptaszyska nieznacznie wzrósł, bo jak na razie zachowuje się bez zarzutu :P Oby tak dalej, to może nawet go polubię :D
Ach, mały Arek <3 Wyobrażam sobie, że w rzeczywistości jest równie rezolutny i wygadany :)
Pozdrawiam ;*
"Jeszcze będziesz chciała" coś czuję, że chodzi tu nie tylko o korki z siatkówki XD dobra, przepraszam to było nie na miejscu xd
OdpowiedzUsuńFajny, luźny rozdział. Mówiłam już, że nie lubię fotografka? Nie? To mówię. NIE LUBIĘ RAFAŁA!
No rozdział genialny i podzielam zdanie z dziewczynami też nie lubię Rafała :)
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny z niecierliwością.
Pozdrawiam ;*
Ps.Zapraszam na kolejny rozdział na after-years-of-meeting.blogspot.com
Pozdrawiam ;*
Możesz mi Kochana powiedzieć jak ja mogłam przegapić tego bloga? Całe szczęście coś mnie podkusiło, żeby cie odwiedzić i sprawdzić co u ciebie :P zapraszam do mnie na marne wypociny :D
OdpowiedzUsuńPS wspominałam kiedyś, że uwielbiaam twoje blogi? To wspominam teraz